ZRYSIOwana widziała film „Pilgrimage”.

pilgrimage

Do napisania posta zachęciło mnie spojrzenie DorotyL na ten film. I choć bardzo się starałam, to nie udało mi się w tym tekście ominąć spoilerów.

Na ten film czekałam bardzo długo i wciąż mam nadzieję, że trafi on do naszych kin. Oczywiście fundamentalnym powodem dla którego obejrzałam ten film, był fakt, że jedną z głównych ról zagrał tu Richard Armitage. Po obejrzeniu zwiastuna byłam pełna obaw. Po pierwsze dlatego, że film zapowiadał się bardzo krwawo i obawiałam się, że krew będzie spływać z ekranu na widza. Po drugie, postać grana przez mojego ulubionego aktora wydawała się bardzo mroczna, bezlitosna i mściwa. I po trzecie, obawiałam się, że będzie to kolejny antychrześcijański film. Odłożywszy te wszystkie obawy, pewnego niedzielnego popołudnia udało mi się obejrzeć „Pilgrimage”. I muszę powiedzieć, że film jest naprawdę niezwykły. Niezwykły, bo pozostaje w głowie. Pomimo tego, że przedstawia cześć podróży, dość burzliwą część dodam, grupki mnichów eksportujących relikwię do Rzymu, to film nie jest nudnym. Ma niesamowite obrazy (a film był kręcony w Irlandii, Belgii, i w miejscu gdzie nie ma internetu), które swoją surowością podkreślają mroczność XIII-wiecznej Irlandii, gdzie toczy się akcja filmu, i które idealnie współgrają z muzyką i wszelkimi dźwiękami. A one razem są niejako jeszcze jedną postacią tego filmu. Tempo akcji nie pozwala się nudzić a świetna gra aktorska idealnie dopełnia pozostałe składniki i krok po kroku wciąga odsłaniając charaktery poszczególnych postaci.

Jeśli chodzi o moje obawy, to przyznaję, że film jest krwawym. Jednak poziom brutalności nie przekracza poziomu niektórych seriali prezentowanych w TV (jak np. „Wikingowie”). Postać grana przez Richarda Armitage’a, czyli Raymond De Merville, jest dokładnie takim jakim się obawiałam.

tweet RA-08-08-2017

Jest mroczny, wręcz odpychającym (a jeśli tak to odbiera moje fanowskie serce, to aż boję się pomyśleć jakie odczucia mogą mieć inni, mniej lub wcale nie zrysiowani), okrutnym (scena w której zadaje śmierć bratu Ciaranowi (w tej roli John Lynch) to chyba najbardziej makabryczna scena w tym filmie), mściwym, ale i inteligentnym. I choć wydaje się to niemożliwym, to w scenach w których mówi po francusku jest on jeszcze bardziej przerażającym. Jednak jest w nim pewna prawda. Miałam wrażenie, że Raymond sporo widział i przeanalizował, i teraz zna zasady na jakich funkcjonuje średniowieczny świat, a co za tym idzie, doskonale zna motywy jakimi kieruje się w swoich działaniach brat Gerladus (w tej roli Stanley Weber). Działaniach, które z wiarą w Boga nie mają zbyt wiele wspólnego. Choć i sam Raymond również pragnie wykorzystać relikwię do własnego interesu. I przyznam, że bardzo chciałabym wiedzieć więcej o przeszłości tej postać. Jak również to, jaką historię kryje Niemowa, były krzyżowiec grany przez Jona Bernthala. Co doprowadziło ich obojga do tego miejsca w którym (być może ponownie) się teraz spotkali.

Jak wspomniałam wyżej, obawiałam się, że film jest antychrześcijańskim. Jednak po jego obejrzeniu uważam, że takim nie jest. Film pokazuje jak bardzo można religię wykorzystywać do swoich celów. Niemowa pragnący odpuszczenia swoich grzechów dopuszcza się kolejnych zabójstw, a czyni to za namową Gerladusa, który gwarantuje mu odpuszczenie popełnionych win. Plus ten drugi robi to wszystko dla zdobycia wpływów i władzy. Ale film ukazuje również postawę Nowicjusza (w tej roli Tom Holland), który nie tylko wierzy w Boga, ale również postępuje zgodnie z tym co On powiedział.

15 thoughts on “ZRYSIOwana widziała film „Pilgrimage”.

  1. Po przeczytaniu Twojej i Doroty recenzji muuuuuszę zobaczyć ten film :))) uff dobrze, że napisałaś, że sceny nie są tak brutalne jak Wikingach. Myślałam, że te z wikingów da się przebić ;

    Polubienie

  2. Pozwolę sobie podzielić się swoimi wrażeniami. Tym więcej, że jak czytałam, Ania i Dorota mają … powiedzmy nieco odmienne spojrzenie na film.:) Oglądałam „Pilgrimage” już jakiś czas temu, ale film w jakiś sposób we mnie nadal „jest”, bo nie da się przejść obok nie go obojętnie i to z wielu względów. Po pierwsze, ze względu na stronę wizualną. Nie mam tu na myśli jedynie niezwykłych irlandzkich krajobrazów, które są takim samym „aktorem” jak ludzie, ale też ogromną dbałość o szczegóły (jak choćby różny kształt mnisich tonsur) i realia epoki (krwawe sceny, które pozostają tłem opowieści a nie są jej główną treścią). Po drugie, ze względu na scenariusz, który nie boi się poruszyć kontrowersyjnego tematu miejsca religii w życiu. I od razu dodam, że każdej religii, też pogańskich wierzeń mieszkańców wyspy. Swoją drogą ciekawe jest to, że Iryjczycy ze swoją wiarą we wróżki i zaklęte źródła nie różnią się specjalnie od chrześcijan otaczających czcią … kamień. Po trzecie, ze względu na aktorstwo. W filmie każda z postaci jest „jakaś” i nie sposób pomylić ją z inną. Wreszcie, nie ukrywajmy tego, ze względu na RA. To chyba najbardziej przerażająca z granych przez niego postaci. Raymond jest cyniczny, okrutny, wyrachowany, bezwzględny, ślepo i bez względu na koszty dąży do wyznaczonego celu. Gdy mówi po francusku, wszystkie te cechy ulegają zwielokrotnieniu, robiąc piorunujące wrażenie. To momenty, w których chciałoby się schować i liczyć na to, że Raymond nas nie zauważy. Najciekawsze w nim jest jednak to, że w swym działaniu nie różni się wiele od Geraldusa, którym (całkiem słusznie) pogardza. Tak samo poświęci każdego, kto może być dla niego użyteczny, będzie tak samo mściwy i nieludzki, tak samo będzie poniewierał niedawnych kompanów. I tu nasuwa się pytanie: który z nich jest gorszy? Geraldus, który z ustami pełnymi pseudoreligijnych frazesów posyła ludzi na pewną śmierć, czy Raymond (zdający sobie sprawę z obłudy ludzi pokroju Geraldusa) „uczciwie” załatwiający swe interesy?

    Polubienie

Dodaj komentarz